Galerie "Mnichów"
Galerie "Mnichów"

Minerały
Masywu Ślęży


Kontakt
Klub
Działalność
Galerie
Sobótka i Ślęża

 

Linki
Aktualizacje

 

Minerały
Masywu
Ślęży

Azja – spotkanie z przygodą.
Anna Szynkiewicz
 

    W wyobrażeniu wielu ludzi Azja pojmowana jest jako dziki, niezbadany kontynent, gdzie na każdym kroku czyha niebezpieczeństwo, a w pociągach grasują bandyci. Przeraża ogromem bezkresnych, bezludnych obszarów, do których cywilizacja w wielu miejscach zdała się jeszcze nie dotrzeć. Jest zagadką, która odstrasza turystów od podróżowania w tamte strony i zgłębiania kultury tamtejszych krajów.
 

Kierunek Azja.
    Studenci geologii z Uniwersytetu Wrocławskiego postanowili po raz drugi (po udanej wyprawie do Mongolii w 1998 roku) zmierzyć się z wielodniową podróżą azjatyckimi pociągami i oddać się przygodzie na egzotycznych szlakach Centralnej Azji. Naszym celem tym razem stały się Kazachstan i Kirgistan, byłe republiki radzieckie.
     Z powodu ograniczonych zasobów finansowych wybraliśmy podróżowanie koleją. Jazda pociągiem z Polski do Kazachstanu trwała cztery dni. Trasa przejazdu wiodła przez Mińsk, stolicę Białorusi, większe miasta Rosji takie jak Smoleńsk, Tambow, Saratów, przez Uralsk w kierunku Astany (dawniej Celinograd, Akmoła), stolicy Kazachstanu. Na każdej stacji, gdzie zatrzymywał się pociąg, otaczały nas rozkrzyczane babuszki sprzedające ciepłe pierożki z kapustą i grzybami, ziemniaki z koperkiem, smażone ryby, lody, gotowane raki, słoną wodę mineralną w plastikowych butelkach, piwo i mocniejsze trunki. Podróż upłynęła nam tak szybko, że nawet nie zdążyliśmy odczuć kilkudniowego siedzenia w pociągu .

Przyjazd do Kazachstanu.
    W końcu przyjechaliśmy do Astany, w której noc spędziliśmy na dworcu w oczekiwaniu  na otwarcie kasy międzynarodowej. Na dworcu przebywają głównie osoby oczekujące na najbliższy pociąg, ale podobnie jak w Polsce wiele ławek zajętych jest przez bezdomnych, którzy spędzają tutaj noce. Pewien policjant chciał nas koniecznie umieścić w miejscowym hotelu, gdyż uważał, że zagranicznym obywatelom nie wypada spać w holu dworcowym. W  hotelu jednak nie było już miejsc, a my pozostaliśmy na dworcu z zaprzyjaźnionym policjantem, który dbał o nasze bezpieczeństwo i wyganiał okolicznych pijaczków zaciekawionych nietypowymi innostrańcami z ogromnymi plecakami.
    Wczesnym rankiem, po prawie dwugodzinnych pertraktacjach z kolejowymi urzędnikami i pieszych wędrówek od jednej kasy do drugiej, kupiliśmy potrzebne nam bilety i ruszyliśmy w dalszą podróż. Wsiedliśmy do pociągu jadącego w kierunku jeziora Bałchasz z nadzieją, że  nareszcie spokojnie odeśpimy nieprzespane godziny poprzedniej nocy. No cóż, mimo ogromnego zmęczenia, spać w pociągu nie było łatwo. Najbardziej dokuczliwy był upał, który nie ustępował nawet po otworzeniu wszystkich okien. Poza tym jadąc wagonami najtańszej klasy trzeba było stale pilnować swojego miejsca leżącego i tak ułożyć się na posłaniu, aby nikt nie mógł na nim usiąść. Bardzo powszechne jest bowiem w Azji sprzedawanie przez obsługę wagonów większej ilości biletów niż jest miejsc w danym pociągu. Osoby, które takim sposobem dostały się do pociągu bardzo szybko przysiadają się niepostrzeżenie na czyjeś miejsce, często pod pretekstem rozmowy lub przygotowania posiłku, potrafiąc tak siedzieć do końca podróży. Żadne gesty i inne próby okazywania naszego niezadowolenia z przymusowego „gościa” nie zakłucą spokoju Azjaty czy Azjatki, którzy potrafią siedzieć w bezruchu przez kilka lub kilkanaście godzin wpatrzeni w jeden punkt. Taki stan może doprowadzić do szaleństwa niejednego Europejczyka, żyjącego w ciągłym pośpiechu i zdenerwowaniu .
    Po jedenastu godzinach jazdy w „gorącym” pociągu dojechaliśmy do miejscowości Sary Szagan położonej nad zachodnim brzegiem jeziora Bałchasz. Jest to niewielka osada, w której miejscowa ludność trudni się rybołóstwem. Dało się to zauważyć już na stacji kolejowej, gdy wysiedliśmy z pociągu otoczyła nas gromada kobiet i dzieci sprzedających różne, nieznane nam, gatunki wędzonych lub smażonych ryb.

Pobyt nad Bałchaszem.
    Jezioro Bałchasz położone jest w centralnym Kazachstanie, ok. 600 km na południe od Astany. Jego długość wynosi 605 km, a szerokość do 74 km. Brzeg północny jest skalisty i wysoki, natomiast południowy - niski, piaszczysty i porośnięty trzciną. Jezioro jest bardzo płytkie, można iść, iść i iść mając cały czas wodę po kolana. Nie ma problemu z rozbiciem namiotu nad brzegiem akwenu, obozowisko można założyć w każdym miejscu bez uiszczania jakichkolwiek opłat. W czasie dwudniowego pobytu nad jeziorem otaczała nas bezkresna przestrzeń i dzika przyroda, czasami tylko pojawiali się sporadycznie miejscowi ludzie zaciekawieni obcymi przybyszami. Przyjeżdżali na motorach i z zainteresowaniem patrzyli na naszą biwakową krzątaninę.

Podróż po bezdrożach Kazachstanu.
    Po odpoczynku i nadrobieniu zaległości higienicznych nad Bałchaszem ruszyliśmy wynajętym samochodem na południe Kazachstanu w rytmach muzyki Modern Talking i Sabriny wołającej wytrwale „Boys, boys, boys, I am looking for a good time”, serwowanej nam przez kierowce. W przeciwieństwie do innych krajów azjatyckich, w Kazachstanie jest dosyć dobrze rozwinięta sieć dróg asfaltowych, co umożliwia szybkie przemieszczanie się w różne rejony tego kraju. Jakość dróg nie dorównuje szlakom samochodowym Europy, mnóstwo w nich nieoznakowanych dziur o średniej głębokości 0,5 m, jednak tamtejsi kierowcy bardzo dobrze sobie radzą w omijaniu tych niedogodności. Wołodia, nasz kierowca, pędził na przód z prędkością 130 km na godzinę nie zrażony czyhającymi na jego samochód niebezpieczeństwami. Co jakiś czas tylko nasze palce kurczowo trzymały się siedzenia, aby czasem nie znaleźć się na szybie pojazdu lub współtowarzyszu podróży, gdy nasz samochód wykonywał gwałtowny skręt w celu ominięcia napotkanej dziury. Mimo to, muszę przyznać, że  wielką zaletą kazachskich szlaków samochodowych jest brak korków, tłoku innych pojazdów i piękny, niecodzienny, stepowy krajobraz za oknem.
    W drodze do Ałmaty zatrzymaliśmy się w jednym z kanionów, wyrzeźbionym przez rzekę Ili w płaskowyżu pustyni Sary Iszyk Otran. Robiliśmy tam krótkie piesze wędrówki wzdłuż rzeki, wdrapywaliśmy się na ściany kanionu i często zażywaliśmy kąpieli w turkusowej, krystalicznie czystej, ciepłej wodzie rzeki Ili. Ratowały nas one przed gorącym, piekącym niemiłosiernie słońcem Centralnej Azji. Chyba nigdy wcześniej nie widziałam takiego koloru wody i do tego tak czystej. To wzbudzało pewien optymizm i wiarę, że istnieją jeszcze miejsca, rzeki, których człowiek nie zniszczył swoją rabunkową gospodarką.
    Kolejnym etapem naszej podróży była Ałmata (dawniej Ałma-Ata), do nie dawna stolica Kazachstanu. Jest to miasto o stuletniej historii, położone u podnóża północnego Tien–Shanu, gdzie na każdym kroku można spotkać pamiątki radzieckiej świetności. Dużo tutaj pomników upamiętniających postać Lenina i na przykład snajperek poległych za wolność ZSRR. W Państwowym Muzeum Centralnym najwięcej wystaw poświęcono radzieckiej armii w wojnie ojczyźnianej oraz obecnemu prezydentowi Kazachstanu. Jednym z ciekawszych obiektów Ałmaty jest nowo wybudowany marmurowy meczet znajdujący się w centrum miasta. Każdego ranka z minaretu meczetu słychać głos wzywający wiernych na modlitwę.
 
 

Kazachskie mikro-Kolorado.
   Swój pobyt w Kazachstanie zakończyliśmy wizytą w kanionie rzeki Czaryn, znajdującym się w pobliżu wschodniej granicy Kazachstanu z Kirgistanem i przylegającym do północnych krawędzi gór Tien-Shan. Dopiero od kilku miesięcy miejsce to uznawane jest za Narodowy Park Krajobrazowy Kazachstanu. Przez tamtejszych ludzi uważany on jest za odpowiednik, tylko w nieco mniejszej skali, kanionu rzeki Kolorado w Stanach Zjednoczonych. Przed wjazdem na teren parku trzeba wnieść opłatę u strażnika, który siedzi przy prowizorycznym szlabanie zbitym z trzech desek. Opłata jest znacznie mniejsza dla osób miejscowych lub z dawnych republik radzieckich, np. Ukrainy, Białorusi, dlatego nasi przewodnicy często mówili że jesteśmy studentami z Białorusi, aby wytargować jak najniższą cenę. W tej części świata nie ma ustalonej, jednej ceny, o każdą trzeba walczyć i targować się, jest to nawet wskazane i w dobrym tonie.
    Kanion rzeki Czaryn znajduje się na pustyni, pokrytej skąpą szatą roślinną, gdzie stale świeci gorące, azjatyckie słońce. Ciężko tutaj wytrzymać bez butelki pełnej wody w kieszeni plecaka i schłodzonego w rzece arbuza. Dużo tutaj korytarzy wyrzeźbionych przez okresowe rzeki w czerwonych piaskowcach i zalegających pod nimi skałach wulkanicznych. Pobyt w kanionie umilała nam lokalna fauna, na którą składały się świstaki, żmije, skorpiony i dziwne owady, które widzieliśmy pierwszy raz w życiu. W nocy nie pozwalały nam siedzieć zbyt długo przy ognisku i zmuszały do szybkiej ucieczki w czeluście namiotu.

Wreszcie Kirgizja.
    Muszę przyznać, że każdy z nas obawiał się trochę przekroczenia granicy Kazachsko-Kirgiskiej. Jeszcze w Polsce przestrzegano nas przed szczegółowymi kontrolami na tamtejszych granicach i możliwości podłożenia narkotyków w kieszenie podróżników oraz związanymi z tym konsekwencjami. Czytaliśmy o tym w przewodnikach po Centralnej Azji, które można znaleźć  w  polskich księgarniach. Byliśmy więc wielce zdziwieni, gdy po przyjechaniu pod szlaban przejścia granicznego w Kazachstanie nikogo tam nie zastaliśmy. Może była to wina ulewnego deszczu, który właśnie padał. Jeden z naszych przewodników wysiadł z samochodu, aby zapytać kogoś w oddalonym o kilkadziesiąt metrów budynku czy możemy przejechać. Gdy pomachano mu ręką, że tak, podniósł szlaban i wjechaliśmy na terytorium strefy niczyjej. Po kilku kilometrowej jeździe drogą gruntową, w której mnóstwo było wypłukanych przez wodę dziur i mniejszych zagłębień, dojechaliśmy do punktu granicznego Kirgizji. Tutaj wyszedł nam na spotkanie kirgiski celnik, który po wypaleniu papierosa z naszym kierowcą pozwolił nam jechać dalej. Nawet nie chciał zobaczyć naszych paszportów, może dlatego, że kolejny raz przedstawiono nas jako Białorusinów? Zjeżdżając z gór w kierunku jeziora Issyk-kul trzy razy zatrzymywano nas i próbowano wymusić opłatę ekologiczną jaką trzeba uiścić po wjechaniu na terytorium kirgiskiej części Tien-Shanu. W dwóch punktach wystarczyły łapówki w postaci papierosów, w trzecim musieliśmy już zapłacić 25$ od grupy, bo tyle wynosiła taka opłata.

Codzienność w Kirgizji.
    Kirgizja, podobnie jak Kazachstan, posiada wiele cech związanych z czasami panowania ZSRR na tych terenach. Prawie w każdej miejscowości stoi pomnik upamiętniający Lenina lub Dzierżyńskiego, a wzdłuż dróg samochodowych co jakiś czas mija się symbol sierpa i młota z gwiazdą radziecką. Cały kraj to jeden wielki bazar, handluje się wszystkim, głównie warzywami i owocami uprawianymi w domowych ogródkach oraz innymi produktami wytworzonymi w lokalnych zakładach spożywczych. W każdym mieście znajduje się kolorowy targ, na którym można kupić wszystko, od przyborów toaletowych po ściętą głowę krowy lub owcy. Więcej tam sprzedających niż kupujących. Najciekawszy bazar odwiedziliśmy w Biszkeku, stolicy Kirgizji. Spędziliśmy tam pół dnia uzupełniając zapasy żywności i kupując pamiątki dla najbliższych. Mimo wielogodzinnego chodzenia od straganu do straganu nie zdążyliśmy obejść i zobaczyć wszystkich miejsc tego specyficznego i tak egzotycznego dla nas miejsca jakim był Osz Bazar, jeden z największych w Biszkeku.

Pobyt nad jeziorem Issyk-kul.
    Większość czasu spędziliśmy nad południowym brzegiem jeziora Issyk-kul, które położone jest na wysokości 1600 m n. p. m. W najszerszym miejscu jego szerokość wynosi 60 km, długość 170 km, a głębokość 700 m. Jezioro otoczone jest z każdej  strony ośnieżonymi czterotysięcznikami Tien-Shanu: od północy otacza je pasmo górskie Kungei Alatau, od południa - Terski Alatau.
    Mimo położenia jeziora na tak dużej wysokości wody Issyk-kula są bardzo ciepłe. Sama nazwa Issyk-kul w tłumaczeniu na polski brzmi „ciepłe jezioro” (issyk = ciepły, kul = jezioro). Na terenie Tien-Shanu istnieje wiele naturalnych wypływów ciepłych wód o różnych właściwościach leczniczych, często wzbogaconych w radon, w których można zażywać kąpieli. Prawdopodobnie ich wypływy znajdują się także w dnie jeziora, co wpływa na wyższą temperaturę jego wody.
    W czasie całego pobytu w okolicach jeziora robiliśmy trekkingi w pobliskie doliny i na lokalne, czterotysięczne szczyty. Tien-Shan obfituje w wiele lodowców górskich, na które można wejść bez posiadania specjalistycznego sprzętu. Odwiedziliśmy kilka z nich, na których temperatura spadała czasami nawet do 5C w czasie dnia. Jednego razu musieliśmy szybko uciekać z lodowca do obozu, gdyż nad naszymi głowami rozpętała się burza, w czasie której z nieba zaczął padać gruby grad, który przeszkodził nam w poznawaniu, bogatych w różnorodne kształty, form lodowcowych.
    Dodatkową atrakcją w czasie pieszych wędrówek były wizyty w jurtach, których wiele można spotkać w górskich dolinach. Gospodarze tych nietypowych domów są bardzo gościnni i nie wypuszczą niespodziewanych przybyszów bez poczęstunku krowim mlekiem lub kumysem (sfermentowane kobyle mleko). Europejskie dziewczyny powinny jednak uważać, gdyż Kirgizi bardzo chętnie kupią młodą pannę za kilka koni. Taką ofertę złożył nam jeden tubylec, któremu spodobała się nasza koleżanka. Chciał ją kupić dla swojego sąsiada. Nie skorzystaliśmy jednak z jego propozycji.
    Podróżowanie przez bezkresne stepy i góry Centralnej Azji to rzeczywiście spotkanie z przygodą dla przeciętnego Europejczyka przyzwyczajonego do wygodnego samochodu, dobrej drogi asfaltowej, szybkiego pociągu, wygodnego mieszkania, kawiarni, kina czy supermarketu z nadmiarem produktów.  Na każdym kroku zadziwia sposób życia tamtejszych ludzi, ich spokój ducha, brak pośpiechu a także denerwuje ich niezaradność, beztroska, ciągłe trwanie w komunistycznym systemie. W czasie całej wyprawy spotkaliśmy tylko jednego człowieka, który był zadowolony z upadku komunizmu. Zajmował się wypożyczaniem sprzętu wodnego nad brzegiem jeziora. W rozwoju turystyki widział przyszłość. Poza tym większość ludzi żyje w biedzie i biernie przygląda się zastanej rzeczywistości. Beztrosko spędzają czas na dworcach w oczekiwaniu na kolejny pociąg lub ulicach miast handlując czym tylko się da. Narzekają na panujące warunki pracy lub jej brak oraz niskie zarobki, przeciętna miesięczna pensja w Kazachstanie wynosi 20-25$, w Kirgistanie 10-12$.
     Taka sytuacja polityczna z pewnością w dużym stopniu pozytywnie wpływa na zachowanie dziewiczej przyrody, która tutaj zdaje się opierać cywilizacji. W krajach tych na każdym kroku można spotkać obszary, gdzie wszelkie prawa ustalone przez przyrodę ciągle trwają. Krajobrazy gór i stepu stale urzekają swoim pięknem, harmonią, zdają się być niezmienne  wprawiając człowieka w zachwyt i zadumę. Podróż ta z pewnością na długo pozostanie nam w pamięci i będzie tematem wielu rozmów.

Zorganizowanie wyprawy było możliwe dzięki pomocy finansowej, której udzieliły: PKS S.A. z Wrocławia, Uniwersytet Wrocławski, P.R.T. Telcent Sp. z o.o. ze Świdnicy, PZU S.A. (oddział w Zielonej Górze) i firma Trango.

 

 


ta strona wygląda najlepiej w rozdzielczości 1024x768 IE 6.0,  ISO 8859-2
webmaster
gskrzypek@yahoo.com Copyright © 2002 KLG Mnich . All rights reserved.
Ostatnia modyfikacja: Wednesday, 30. April 2008.