Galerie "Mnichów"
Galerie "Mnichów"

Minerały
Masywu Ślęży


Kontakt
Klub
Działalność
Galerie
Sobótka i Ślęża

 

Linki
Aktualizacje

 

Minerały
Masywu
Ślęży
 

Nowe Galerie!!!

Islandia lipiec/sierpień 2004, dziennik wyjazdu
trekking 15 dni - 212 km, trekking 2 dni - 27km

(zobacz również galerię)

 

dz. 1 - 25/07 niedziela

Przylot do Reykiawiku z 10 min opóźnieniem. Już podczas lądowania widać gęste chmury przykrywające większość wyspy. Na kemping zawozi nas lotniskowy autobus, który najpierw objeżdża pół miasta (1100ISK/osobę). Na kempingu jesteśmy ok. 18.00 (4 osoby+ dwa namioty = 3000ISK). Z siąpi tylko z lekka. Ruszamy z Arturem po mapy do centrum. Zaskakujące, że księgarnia jest czynna codziennie od 8-22.00, oprócz księgarni i pubów czynny jest tez sklep z muzyka i video. Odwiedzamy stacje paliw w poszukiwaniu gazu, dystrybutorem Primusa jest siec Oils. Śpimy od ok. 22.00. Pogoda na przemian dobra (znaczy nie pada) i deszcz.

 

dz. 2 - 26/07 poniedziałek

Start z kampingu ok. 10.00. Idziemy do centrum handlowego Kringsland. Kupujemy gaz i mapy (Eymundsson doskonała księgarnia z pełnym wyborem map i profesjonalna obsługą). Czekamy do 17.00 na terminalu BSI - zwiedzamy katedrę. Większość autobusów wyjeżdża o 8:30, jedynie nieliczne później. Jazda do Porsmork trwa 3h, jedziemy z dwoma przesiadkami. Druga część drogi odbywa się „autobusem terenowym”. Autobus jest niezły – przekracza nawet brody do około metra głębokości. Sporo czasu zajmuje nam bieganie za kurtka Artura pozostawioną w drugim autobusie. Ostatecznie znajduje się ona w Husadalur, tam zaholownano drugi autobus, który jak się okazało stracił miskę olejową przy przeprawie w potoku. Dojeżdżamy tam dżipem, który dowoził w zastępstwie autobusu dwójkę turystów. Wędrówka do 24.00, noc w krzaczorach (noc nr 1 w górach) w pobliżu rzeczki i szlaku. Pogoda dobra - słonce i wiatr.

 

dz. 3 - 27/07 wtorek

Startujemy o 8.00. Wędrujemy dalej szlakiem do rzeki Markarfljot, dalej błądzimy. Pomyłkowo idziemy wzdłuż potoku Pronga w stronę lodowca pod szczyt Rjupnafell 830m npm. Wynika to z tego, że trudno było nam uwierzy, że mamy go przebrodzić Po błądzeniu schodzimy do rzeki, pierwsza przeprawa, przez rzekę, porównując do późniejszych doświadczeń najzimniejsza. Ścinamy w stronę ścieżki, druga przeprawa, teraz przez Ljosa. Dochodzimy do ścieżki i wędrujemy ok. 1km. Nadal pogodnie. Nocleg nad kanionem wielkiej rzeki Markarfljot w namiotach (nr 2). Pogoda dobra - słonecznie.

 

dz. 4 - 28/07 środa

Start o 8.40. Nadal pogodnie rano, po południu pada. Wędrujemy nadal znakowaną ścieżka mijając dość licznych turystów. Pogoda się psuje w okolicy chaty Botnar. Niemiła pani opowiada nam ze zalecane jest nocować na kampingach, mamy ją oczywiście gdzieś. Pogoda się psuje. Wchodzimy na pustynne obszary dolin zasypanych czarnym piaskiem i dalej gruntową droga czarna doliną wypełnioną wulkanicznym żużlem. Ścinamy w skały na nocleg ok 18.00. Wszystko w pyle. Wieje tak że mamy wrażenie, że drobiny piasku i pyłu niesione z deszczem poharatają namiot. Ja wyprawiam się po wodę do odległego strumienia. Nocą (nr 3) tropik pokrywa się czarna papka mokrego żużla. Nawiewa go nawet do herbaty w trakcie gotowania.

 

dz. 5 - 29/07 czwartek

Rano pakowanie w pyle i deszczu. Przyjemność upychać mokry namiot oblepiony żużlem, zamarzniętymi rękami do mokrego plecaka. Tu chyba dopiero czuć, że to Islandia, a nie weekendowa wycieczka w Alpy. Łoimy w deszczu przez pylasta pustynie w deszczu. Przeprawa (nr 3) przez brud. Przeprawy staja się już standardowe. Łącznie z noszeniem plecaków, dziewcząt i zmianami butów zajmuje nam to już okoo 30 min. Fakt, że tym razem dno było żwirowe znacznie ułatwił brodzenie podczas ulewnego deszczu, przy wietrze tak silnym, że czasem kłopot utrzymać równowagę. Dalej jest most i schron przy Hvanngil. Islandczycy stawiają mosty tylko nad rzekami, których przebrodzenie zagraża życiu w co najmniej 50% przypadków. Łoimy dalej w deszczu.-Spotykamy Hiszpana, który wpadł do rzeki (plecak popłyną w dół rzeki). Przedzieramy się przez rzekę (nr 4). Dochodzimy do chaty Alftavatn, a w niej międzynarodowe towarzystwo i wszyscy się boja rzeki, którą przeszliśmy z Arturem. I to jak zwykle po pięć razy, każdy i żeby było śmiesznie raz z kobietą na plecach. Tego im już jednak nie tłumaczymy. Rozmowy z sympatycznym Holendrem. Płacimy za noc po 1600ISK (około 80PLN), 5min cieplej wody 300lSK. Nocleg (nr 4) w chacie - suszenie.

 

dz. 6 - 30/07 piątek

Start z chaty. Wędrujemy z Niemcem. Dziadek około 60-70 lat, zapyta, czy może z nami iść kawałek, bo nikt nie idzie na północ, a samemu jest niebezpiecznie J) Pogoda zmienna - słonce i deszcz. Przeskakujemy przez rwący strumień. Dochodzimy lodowca Torfajokull i schodzimy ze szlaku kierując się na zachód. Najpierw przecinamy kolorowe, ekstremalne kaniony z w zlityfikowanym tuficie. Przeprawa przez kolejny standardowa przeprawa przez kolejny strumień  (5). Przechodzimy koło licznych gorących źródeł,  zapadając się w błocie po kostki. Nocleg (nr 5) w dolince z lodowcem i gejzerami powyżej. Słuchamy muzyki i odwiedzamy i spacerujemy z Elą w przerwie pomiędzy opadami ok. 22.00. Pada w nocy.

 

dz. 7 - 31/07 sobota

Tniemy stoki z licznymi gorącymi źródłami. Trafiamy w jednym miejscu na duży wyrzut pary, słup pary o zapachu gnijących jaj sięga na kilometry w dolinie pokładając się nad stokami w silnym wietrze. Dalej droga przez strumień lawy. Schodzimy do gruntowej drogi i przeprawiamy się przez szeroka rzekę (6). Dalej wielkie równiny z żużlem (ok. 10km). Nocleg (6) w jarze wymytym w żużlu przy czarnej równinie. Z Arturem nabieramy wódę kąpiąca z bryły lodu wiszącej w żlebie.

 

dz. 8 - 1/08 niedziela

Z rana leje i wiatr z siła huraganu siecze w namiot żużlem. Czekamy aż nieco przestanie, ryzykując eksplozję pęcherzy. Ruszamy dopiero ok. 11.00. Łoimy znów przez równinę czarnego żużlu i przez dwa strumienie lawy sunąc jak żółwie z szybkością nawet 400m na godzinę. Szczególnie trudny był rocznik 1947. Wchodzimy w żużel Hekli. Trafia nam się kąpiel w małych oczkach utworzonych na lodzie pokrytym grubą warstwą żużlu. Nabieramy wody i zakładamy obóz pod przełęczą przy Hekli około 2 km dalej Hekla nawet momentami się odsłania. Wyjątkowo spokojna noc (nr 7) i poranek.

 

dz. 9 - 2/08 poniedziałek

Wchodzimy na Hekle w kondensującej mgle o 9.15, po ok. 2.15h. Nieźle kopiemy w żużlu, pomimo, że ścieżka jest dość dobrze widoczna, ale za to dookoła nic nie widać. Pod szczytem spotykamy dwójkę Szwajcarów. Zbiegamy do obozu. Ela wyspana, wypoczęta i nawet wysuszyła śpiwory. Szyjemy na okrętkę zasuwak w namiocie Ilukow, robiąc sznurowanie na wzór gorsetu. Brak sprawnego zamka w tropiku w tych warunkach mógłby się zakończyć tragicznie. Łoimy tego samego dnia dalej, około 20km przez pustynna dolinę, padając niemal na twarze. Nocleg (nr 8) nad wielka rzeka (Pjorsa), koło mostu.

 

dz. 10 - 3/08 wtorek

Wyruszamy późno. Wszyscy zmęczeni po wczorajszym łojeniu. Przechodzimy drewniany most i kanał odprowadzający wodę z elektrowni (nie ma go na mapach, bardzo głęboki i stromy rów). Cały dzień łoimy dla odmiany zielone pagórki. Jedna drobna przeprawa przez strumień. Spotkanie z tabunem koni i pasterzy. Nocleg (9) na zielonej trawie nad strumykiem.

 

dz. 11 - 4/08 środa

Ruszamy późno. Zielone pagóry kończą się szybko zaraz po wyjściu na płaskowyż. Wchodzimy w pustynne, kamieniste wzgórza idąc cały czas na północ w stronę odległych szczytów i dalekiej czapy lodowca Hofsjokull. Pogoda jest dobra, rwące się chmury i porywisty wiatr. Mijamy kolejne jeziorka. Pustynia, a mimo to często spotykamy dzikie gęsi w stadkach po kilka sztuk. Nocleg (10) nad niby rzeczka na żwirowej lasze. Fatalne przeszycie palca na wylot podczas reperacji buta. Zakrwawiłem kawał tropika ...

 

dz. 12 - 5/08 czwartek

Łoimy nadal przez wyżynne pagóry idąc na północ. Pogoda jak na Islandie idealna, przebłyski słońca i nawet niebo bywa błękitne. Mijamy kolejne jeziorka i podchodzimy na kopiate górki. Nasze docelowe pasmo (Kerlingarfjoll) coraz bliżej, a w oddali wielkie czapy lodowców. Stan wody w jeziorach jest dość niski. Nocujemy (11) w kanionie nad strumykiem pod duża skalna ściana bazaltu. Długa dyskusja z Ela nad dalsza trasa i zasobami żywności.

 

dz. 13 - 6/08 piątek.

Trzeba być twardym twardzielem, aby dotrzeć tu i jeszcze znaleźć siłę na podziwianie tego miejsca.

O rano (... ok. 6.00) prawdziwy błękit, ale nikt oprócz mnie nie ma ochoty go podziwiać. Wyciągam z namiotu Ele obietnica mycia głowy. Niestety zapada potem w letarg i wyruszamy około 9.30. Pogoda dobra, przez płaskowyże kierujemy się do bliskich już szczytów, opisywanych jako najbardziej alpejskie pasmo na Islandii. Mijamy schron – chatę, z daleka wygląda na pustą. Niestety idzie mi się źle i wolno. Dieta ok. 1000kcal. /dzień daje o sobie znać. Podchodzimy stokami starych stożków wulkanicznych nareszcie zaczyna solidnie lać. Schodzimy w dolinę ciepłych źródeł w intensywnym deszczu i porywistym wietrze, temperatura około 5C. Po drodze przecinamy resztki tego co zostało z wielkiego lodowca, który miął pokrywać cale stoki (i faktycznie pokrywał, ale w sąsiedniej dolinie). Ela zbiera kamienie. Rozbijamy (12) się w ulewie padającej poziomo ok. 18.00 widząc niedalekie gorące źródła.

 

dz. 14 - 7/08 sobota

Leje przez cala noc. Porywisty wiatr od strony lodowca nieźle daje się we znaki konstrukcji namiotu. Rankiem pakowanie o dziwo bez deszczu, ale przy bardzo silnym lodowatym wietrze. Cala przyjemność w mokrej kurtce na grzbiecie. Kasia ma tym razem naprawdę dość. Ruszamy w dół przez kolorowe kopy obszaru geotermalnego. Ela z żółtym pokrowcem na plecaku i fioletowym kapturze wygląda jak jakiś kosmonauta. Tym bardziej, ze do okoła krajobraz naprawdę marsjański. Zbieram próbki roślin. Dochodzimy do drogi 4WD, niestety nadjeżdżają pierwsze po wielu dniach samochody. Scysja z Ela, stały temat iść góra, czy dołem. Tniemy w dół, wieje zdrowo. Mijamy zamknięta budę i centrum narciarsko-kampingowe złożone z kilku drewnianych domków. Dochodzimy do tym razem naprawdę dużej rzeki "niestety " z mostem. Nocleg (13) po "tej" stronie mostu w dolince potoku pod wiszącym nad nami głazem, który rano bez sukcesu próbujemy stoczyć w dół.

dz. 15 - 8/08 niedziela

5:30 - leże w namiocie Ela śpi, a ja słucham mp3 "Con te partiro" Pavarotiego. Wiatr w normie,  co oznacza, ze słyszę tylko muzykę, a nie również łopot tropiku. W dali wielka czapa lodowca Longjokul, ciągnącego się na kilkanaście kilometrów. Pomimo bliskości lodowca, wokół nawet nieco trawy i o dziwo przebłyski słońca. "Ci co wstaną później" znów mi nie uwierzą, ze na Islandii bywa widoczne błękitne niebo. Idziemy już 12 dni. Kraj jest tak zimny i mokry... że trzeba mieć wiele siły, by mimo to się nim cieszyć, a jest pięknie. Może raczej należało by napisać bywa pięknie. Szkoda mi tylko odpuszczać przejście na druga stronę lodowca, ale chyba już nie ma na to czasu, nie mówiąc o zapasach żywności.

Szliśmy przez zielone urwiska i równiny z czarnym piaskiem. Przebrodziliśmy przez 7 rzek w lodowatej wodzie, a potem przez 2 strumienie spienionej zastygłej  lawy, sunąc z satysfakcjonująca w tych warunkach prędkością żółwia (ok. 400m/h. Zdobyliśmy Hekle w czasie poziomo padającego deszczu i przeszliśmy 20km pustynna dolinę wypełniona wulkanicznym żużlem. Potem była kamienna równina -pustynia z martwymi jeziorkami i znów góry-wulkany z resztkami lodowców i kolorowym błotem obszarów geotermalnych. Z powodu ilości wrażeń powoli zdarzenia z kolejnych dni mieszają się nam. Rutyna staje się tylko zakładanie obozu, oprócz oczywiście zakładania plecaka. Pada ciągle, ale ja wciąż nie mam dość. Przed nami chyba już tylko 2-3 dni marszu.

 

Ruszamy najpierw droga przez most, nad rzeka, która wpada w głęboki kanion. Droga oczywiście gruntowa. Dalej brodzimy przez łatwy potoczek. Robię zdjęcia słupów bazaltowych. Niezbyt imponujące w rozmiarze, ale za to niemal idealne w kształcie. Mijamy lotnisko - ubity pas żużlowej przestrzeni i kilka pomarańczowych słupków, to wszystko. Dodatkowo jest ono zaznaczone po niewłaściwej stronie drogi, ale to drobiazg jak na ta edycje map. Dalej tniemy już tylko na azymut przez pola lawy. Dieta 1000kcal/dzień powoli daje się nam we znaki. Życie przy takiej diecie oznacza kredytowanie każdego kroku. Dobrze jeśli ma się jakieś zapasy jest wtedy z czego chudnąć. Ja nie mam wiec mój organizm zachowuje się jak samochód, rusza rano o ile naleje się kalorii. Nocleg wypada nad małym jeziorkiem wśród wydm, wśród law. Wydmy oczywiście żużlowe. Rozbijamy się przestraszeni nadciągającym deszczem, ale pada tylko chwile. Problemem jest pyl nawiewany w każda szparę (nocleg 14)..

 

dz. 16 - 9/08 poniedziałek

Wstajemy wcześnie, startujemy o 8.00 w stronę Hveravelir. Po drodze dojadamy ostatki żywności. Wędrujemy przez pole lawy. Ścieżka, a w zasadzie jej brak oznaczona jest olbrzymimi kamiennymi kopami (2-3m) bardzo starannie ułożonymi. Linia kopek ciągnie się w dal, wygląda to jak scenografia do adaptacji Tolkiena. I ... nagle zgrzyt jak z Ali Mac Beal - niebieska tabliczka na aluminiowym słupku, taka w typie jak z nazwami ulic, i to w idealnym stanie. Nazwa nic dla nas nie oznacza. W odległości ok. 500m odnajdujemy  obelisk na czymś co wygląda jak kurhan. Ruszamy dalej, trafiamy na podobnie oznaczona jaskinie. Rodzaj tunelu pod podwiniętym płatem lawy, przypomina nieco w kształcie podziemny lotniczy hangar. Po około 20km ścinamy na azymut w stronę widocznych w oddali zabudowań Hveravelir. Osada składa się z kempingu, schroniska, stacji meteo, sklepu i basenu geotermalnego. Nareszcie sklep z parówkami i Coca-Cola. Kąpiel w geotormalnym basenie o temperaturze ok. 40-50C w zależności od odległości od rury z gorącą woda. Liczne kąpiele dezynfekują nasz 2tygodniowy brud. Wieczorem oglądanie gejzerków powyżej basenu - bardzo sympatyczne miejsce. Nocleg (15) na kempingu (650lSK/os).

 

dz. 17 - 10/08 wtorek

Pogoda idealna, pełny błękit - to już drugi dzień islandzkich upałów. Leżymy, suszymy się, pierzemy i czekamy na autobus, który ma nas zawieść do Gulfos i Geysir. Autobus jest pełny, stosy plecaków i rowerów. Z za okna autobusu okolica wydaje się bardziej pustynna i sucha niż na piechotę. Zwiedzamy superatrakcje, pstrykając zdjęcia jak i tłum turystów. Atrakcja gejzerowa faktycznie jest fajna na 30minut. Za to lody w barze nas zauroczyły, a zwłaszcza ich sposób podania. Nalewany z automatu lód (mały i tak oznacza wielki) zamaczany jest w czekoladzie, a następnie obtaczany w orzeszkach, pralinkach itp. do wyboru. Autobusem dojeżdżamy po dopłacie do Reykiawiku (suma 15200 ISK - ok.190PLN/os). W Geysir nie było sensu zostawać. Reykiawik jest  miastem pełnym wypożyczalni video. Wypożyczalnia często jest krzyżówka z bułkownia, lodziarnia i sklepem spożywczym. Hamburgery w wypożyczalni video. Noc na kempingu (1500ISK/2os+namiot). Kasia i Artur zwiedzaja parki i ogród botaniczny, podobno rewelacja

 

dz. 18 - 11/08 środa

Poranne dzwonienie po wypożyczalniach. Wynajęcie auta (Atak 27900ISK/3dni, miał być Yaris jest Corolla w tej samej cenie) i jazda na północ pod lodowiec Drangajokul. Przy wynajmie auta minimum formalności. Wcześniej wielkie zakupy w sklepie Bonus, jak to zwykle na głodniaka wydajemy więcej niż planowaliśmy. Dzień upalny, nawet do 27C, dopóki nie wjeżdżamy we mgle w fiordzie. Temperatura  spada gwałtownie do 13C. Krajobrazy cudne. Corolla tez przyjemnie przejechać się po krętych szutrowych drogach wzdłuż urwistych fiordów. Noc przy moście na rozlewiskach w fiordzie. Rozbijamy się we mgle po omacku. Wciąż pałaszujemy smakołyki nadrabiając zaległości z ostatnich dni.

 

dz. 19 - 12/08 czwartek

O 8.15 ruszamy  na lodowiec. Podejście przez bagna i rozlewiska i dalej na grań. Ścieżka zaznaczona na mapie ma intrygujący opis w legendzie: "... nieoznakowana, słabo widoczna w terenie lub nie widoczna..." Czy jest ona w zasadzie pobożnym życzeniem kartografów: ...wydepczcie tutaj... Wchodzimy na lodowiec z zamiarem wejścia na szczyt. Idzie wolno. Kasi nie podoba się bardzo i panikuje. No cóż pierwszy raz na takim lodzie. Chyba to stres matki, która pozostawiła dziecko w domu. Ela jest dzielna. Wędrujemy przez 5h obchodząc potężny cyrk lodowca, klucząc wśród szczelin. Z Arturem robimy skok w bok na mini szczycik. Artur czół potrzebę wyjrzenia na druga stronę, ale dalej nic nie było widać, lód i lód płasko pod gore. Nocleg wysoko w pobliżu jeziorek na olbrzymiej skalnej polce wśród olbrzymich głazów.

 

dz. 20 - 13/08 piątek

Leniwa pobudka, pogoda nadal idealna. W oddali huk wodospadów z czoła lodowca. Zchodzimy w dół przez zielone urwiska. Po drodze sesja foto z wełnianka. Objazd i kąpiel przy aucie. Jedziemy na Rykanes. W czasie postoju wchodzę na wulkanik G... Mijamy Reykawik i dalej pola lawy. Nocleg na półwyspie Reykanes w pobliżu elektrowni (?), rozbijamy się ok. 23.00.

 

dz. 21 - 14/08 sobota

Pobudka o 6.00. Rano wulkany. Oddajemy auto. Znów islandzki brak formalności, oddajemy kluczyk na recepcji hotelu, który pokazano nam w wypożyczalni na widokówce. Przyjmującą ledwie pyta w ostatniej chwili gdzie stoi auto. Przez 4h pławimy się w Błękitnej Lagunie (od ok. 11.00 do 15.30, 1200lSK za cały dzień). Laguna jest sztucznym kompleksem basenów na otwartym powietrzu. Zbudowano je na polu lawy wśród czarnych wzgórz spienionej lawy dość niewielkim nakładem środków. Baseny napełnione są woda odpadowa z elektrowni geotermalnej. Woda morska zatłaczana jest na około 2km pod powierzchnie gruntu. Krążymy po Keflawiku. Noc na kempingu w Keflawiku 750lSK/os. Bus z kempingu na lotnisko 200lSK/os.

 

dz. 22 - 15/08 niedziela

Powrót. Samolot o 8.00

                                                                                     tekst: buki

Wybierasz się w te strony, szukasz informacji o kosztach - daj znać powiemy co wiemy buki @ ing.uni.wroc.pl


ta strona wygląda najlepiej w rozdzielczości 1024x768 IE 6.0,  ISO 8859-2
webmaster
gskrzypek@yahoo.com Copyright © 2002 KLG Mnich . All rights reserved.
Ostatnia modyfikacja: Wednesday, 30. April 2008.